Destrukcyjny Ekoterroryzm NIE !!! – Konstruktywna pomoc ekologiczna – TAK !!!

Polska jest krajem, w którym między 2004 a 2015 rokiem oprotestowano największą liczbę inwestycji spośród wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej.

Odpowiedź jest niestety twierdząca. Tak, w Polsce działa świetnie zorganizowana siatka „zielonych aktywistów”. Reprezentują oni różne środowiska. Sposób ich działania nosi znamiona dobrze zorganizowanej grupy o wysokiej skuteczności. Skuteczność wynika niestety z panującego przez wiele lat przyzwolenia na nadużycia i wymuszenia. Dlatego nie powinniśmy zastanawiać się czy, tylko jak działa ten mechanizm. Jak odróżnić niepopularne, choć pożyteczne działania przyrodników od cynicznych, wyrachowanych akcji eko-szantażystów.

Ocena poszczególnych działań sieci powiązań, w której usankcjonowany prawnie jest mechanizm ocen oddziaływania na środowisko musi być wielowątkowa. Na ów sieciowy system, składają się m.in.: organy właściwe do prowadzenia postępowań, instytucje uzgadniające i odwoławcze oraz strona społeczna, w tym organizacje ekologiczne. Struktura zjawiska zapewne nigdy nie pozwoli stwierdzić bez wątpliwości, czy przynoszą one same korzyści, czy straty. Intencje w tym wypadku nie będą miały znaczenia, ponieważ to efekt podejmowanych działań jest kluczowy. Prezentacja tych dwóch założeń pozwala nam zrobić wstęp do przedstawianego zagadnienia i zastanowić się nad tym, czy działania podejmowane przez „zielonych” stanowią przypadek i wyraz troski o zasoby środowiska, a może towarzyszy temu jakiś szerszy zamysł?

W celu odpowiedzi na to pytanie należy najpierw wyjaśnić kilka pojęć. Zgodnie z internetowym słownikiem języka polskiego nadużywać oznacza tyle, co: „używać czegoś ponad miarę”, a „nadużywanie”, to „postępowanie lub czyn niezgodne z przyjętymi normami postępowania”. Te definicje jednak intuicyjne nie pozwalają nam precyzyjne zdefiniować tego słowa, dlatego warto sięgnąć do przepisów prawa. Kodeks cywilny 3 w art. 5 stanowi, iż: „nie można czynić ze swego prawa użytku, który byłby sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony”. Owe nadużycia powinny być rozumiane jako zjawisko, w którym mogą uczestniczyć jako strona lub na prawach strony wszyscy uprawnieni z mocy obowiązującego prawa.

Posłużmy się bardzo prostym przykładem. Szlaki komunikacyjne były i są kluczowymi „krwiobiegami” gospodarek. Drogi wodne były podstawowymi szlakami transportu towarów przed rozwojem kolei w XIX wieku, gdy w dobie rewolucji przemysłowej powstała konieczność szukania połączeń lądowych. Obecnie transport śródlądowy rzekami jest elementem polityk ekologicznych wielu państw i Unii Europejskiej jako całości. Jest to transport najtańszy, emitujący najmniej zanieczyszczeń do powietrza, wywołujący najmniej wypadków. Kraje unijne transportują drogami wodnymi nawet do 30% towarów, odciążając w ten sposób transport kołowy. Zmniejszają w ten sposób liczbę ciężarówek niszczących drogi i wywołujących groźne wypadki. Dlaczego więc w Polsce rzekami i kanałami transportuje się zaledwie 0,2% przewożonych towarów? Czyżby ciężarówek na polskich drogach było za mało?

Transport rzeczny w XXI wieku w Polsce jest odpowiedzią na inne wyzwania, niż przyświecały polskim inżynierom w XIX wieku, niemniej analogia budowy przekopu Mierzei Wiślanej do budowy np. Kanału Agustowskiego jest uzasadniona. Analizując problem ekoterroryzmu należy zadać sobie pytanie, czy w roku 2015, w obliczu sporów na temat Natury 2000 i skutków wieloletniego blokowania przeprawy drogowej w Dolinie Rospudy, podpułkownik Ignacy Prądzyński miałby jakiekolwiek szanse, by zbudować Kanał Augustowski? Czy dzisiaj, niemal po 200 latach od podjęcia decyzji o budowie Kanału Augustowskiego „zielone organizacje” pozwoliłyby zrealizować ambitny plan gospodarczy. Dlaczego dzisiaj z dumą przywołujemy. Kanał Augustowski jako „pomnik historii”, obiekt światowego dziedzictwa UNESCO, Europejski Szlak Tematyczny Transport i Komunikacja, będący częścią Europejskiego Szlaku Dziedzictwa Przemysłowego, a tchórzliwie boimy się przekopać Mierzeję Wiślaną? Czy obecnie potrafimy zrealizować podobny projekt, skoro z pozoru prostszy przekop Mierzei Wiślanej jawi się jak zbrodnia na zasobach Natury 2000? W czyim interesie eskalowane są blokady przeciwko temu projektowi? Jakże chętnie, przeciwko tej inwestycji – parafrazując hasło rewolucji – zieloni ekologiści wszystkich krajów łączą się!

Polska jest krajem, w którym między 2004 a 2015 rokiem oprotestowano największą liczbę inwestycji spośród wszystkich krajów członkowskich Unii Europejskiej. Wielu z nich nie zrealizowano w ogóle, bo zabrakło czasu na przeprowadzenie procedury administracyjnej, nie mówiąc już o wykonaniu samej inwestycji. Wiele cennych inwestycji zaniechano, a innowacyjne przedsięwzięcia z biegiem czasu utraciły swój nowatorski, konkurencyjny charakter w oczekiwaniu na zezwolenie administracyjne. Niemal każda inwestycja przemysłowa, komunikacyjna, energetyczna, mająca związek z niezależnością gospodarczą jest blokowana przez określone organizacje społeczne, zawsze w imię rzekomo ważnych powodów środowiskowych. Podrzucanie inwestorowi „żaby”, stało się sowicie opłacanym sportem destruktorów, a wieszanie się na drzewach wymiernym aktem zaangażowania w „ekologię”. Powstał wielki, świetnie zorganizowany „przemysł” blokowania życia Polaków w imię celów, których przeciętny obywatel Polski zwyczajnie nie rozumie lub nie akceptuje. Doskonale rozumieją to jednak sąsiedzi i ich aktywiści, sowicie motywujący sprawdzające się od wieków zastępy „pożytecznych idiotów”.

Od 3 października 2008, kiedy uchwalono ustawę o udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska oraz o ocenach oddziaływania na środowisko, powstało niemal nieograniczone pole do nadużyć i blokad, dzięki którym szantażowanie inwestora znalezieniem „przedmiotu ochrony Natura 2000” stało się ważniejsze niż zdrowie i życie człowieka. Skutki takiego działania obserwowano potem w postaci bolesnych wysiedleń rodzin wzdłuż rzekomo lepszej, alternatywnej lokalizacji dróg, niż ta zagrażająca kwiatkom.

Poczucie bezkarności blokujących potęgował fakt, iż mogli oni zazwyczaj liczyć na dofinansowanie swoich działań ze strony wykonawców robót, którym harmonogram się opóźnił i poszukiwali kontraktowego wyjaśnienia dla braku naliczania kar za zwłokę. Niestety
zrozumienie dla ekoterroryzmu uzyskiwano też w państwowych instytucjach, które w imię opatrznie rozumianej „zasady przezorności”, dawały wiarę nawet najbardziej absurdalnym zarzutom, czego kultowym wyrazem było analizowanie wpływu (ostatecznie zablokowanego)
podlaskiego lotniska regionalnego „na dobrostan świnki wietnamskiej”. Czyżby ta inwestycja, podobnie jak przekop Mierzei Wiślanej, była za blisko północnego sąsiada?

Dlaczego jest tak niemądrze? Poza fatalnym systemem prawnym ustawy OOŚ, zwłaszcza w zakresie zagadnień Natura 2000, problem wynika z trywialnej prawdy, iż niewielu z nas lubiło biologię, a jeszcze mniej ją rozumiało. Dlatego każdy protestujący „zielony” uznawany jest za ekologa, choć rzadko nim jest naprawdę. Dlatego tak łatwo zablokować inwestycję, oczywiście w myśl wspomnianej zasady przezorności, bo niby jak urzędnik, czy sędzia ma rozstrzygać, co dla danego gatunku jest zagrożeniem, a co nim nie jest, skoro sam nie wie, a prawo tego nie precyzuje. Inwestycja jest zablokowana zanim odpowiedni biegli się wypowiedzą, a w tym czasie i harmonogram, i budżet inwestycji tracą na aktualności. Nie zapominajmy, że od drobnych przykładów dotyczących z pozoru nieważnych gatunków roślin i zwierząt, kierując się zasadą przezorności, łatwo przejść do innych spraw – innowacyjnych przedsięwzięć i technologii, strategicznych inwestycji rozwojowych, zasobów energetycznych.

Skutków tychże projektów również nie znamy, a zatem, czy na wszelki wypadek, nie powinniśmy rozwijać innowacyjnych technologii? Na takie zagrożenia zwracał uwagę w bardzo ciekawej publikacji prof. dr hab. Przemysław Mastalerz. Efekt jest taki, że zanim poznamy i w Europie udokumentujemy wszelkie możliwe skutki naszego pomysłu, np. nowej technologii energetycznej, chemicznej, zanim udowodnimy brak naszej winy, konkurencja spoza Europy zdąży nas wyprzedzić i skomercjalizować ten „groźny” dla Europy wynalazek. Następnie jako innowację zakupimy ten pomysł, ale 10 razy drożej z dalekiego kraju.

Dlatego należy śmiało, choć ze smutkiem przyznać. Tak, ekoterroryzm jest obecny i ma się bardzo dobrze. Nadal jest narzędziem bardzo wielu grup interesów. Niestety również interesów zwaśnionych obozów politycznych stawiających sobie za cel zablokowanie przeciwnika i wykazanie jego ignorancji przy wznoszeniu ważnych inwestycji. Nieprawidłowy stan będzie trwał również dlatego, bo cyniczni protestujący mogą liczyć na łapówki inwestorów, którzy rzeczywiście mają coś do ukrycia. Równie złe jest to, że w przypadku udowodnienia „zielonemu” niezasadności jego protestów, pozostaje on bezkarny. Bo przecież on tylko kierował się zasadą przezorności, troską o te kwiatki i żabki…

Dlatego niezbędną metodą realizacji ambitnych nowych założeń reindustrializacji Polski jest wyciągnięcie wniosków z dotychczasowych złych praktyk. Potrzebna jest zmiana paradygmatów i gruntowne przemodelowanie systemu dokonywania ocen oddziaływania przedsięwzięć na środowisko.

Artykuł opracowany przez:

Prezesa Zarządu Fundacja Konstruktywnej Ekologii Ecoprobono.

Dr Grzegorza Chociana

 

Źródło ogólnodostępnych informacji dodatkowych (link umieszczony przez redakcję Ekolog Polski):

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ekoterroryzm

Ekoterroryzm jest formą terroryzmu millenarystycznego (właściwego) – zakładający, że rozwój cywilizacji i techniki stanowi źródło zła, oraz że w imię “oczyszczenia biosfery” dozwolone jest każde działanie wymierzone przeciwko cywilizacji. Według podziału profesora Jakuba Jałoszyńskiego ekoterroryzm jest zaliczany do jednego z dziewięciu rodzajów terroryzmu. Organizacje terrorystyczne tego nurtu działają pod hasłami ochrony środowiska. Cechą charakterystyczną jest wymuszanie pewnych decyzji środowiskowych na rządzie, przedsiębiorstwach, społeczności lokalnej (mieszkańcach) na rzecz rzekomej idei obrony środowiska, a także odstępowania blokowania inwestycji po wpłaceniu na “cele statutowe” organizacji (tzw. cele ekonomiczne).

Krytycy stosowania takiego terminu twierdzą, że wynika on z niewłaściwej interpretacji zagadnień związanych z ochroną środowiska. Uważają, że został on zdefiniowany w celu oczerniania działaczy ekologicznych, i że termin ten bardziej odpowiadałby korporacjom prowadzącym działania o szkodliwych dla środowiska skutkach niż aktywistom ekologicznym.

Definicja

James F. Jarboe z FBI określił ekoterroryzm w 2002 roku jako „użycie lub grożenie użyciem przemocy o naturze przestępczej przeciwko ludziom lub własności przez zorientowaną na środowisko naturalne, mniejszościową grupę, z ekologiczno-politycznych powodów lub ukierunkowane na publiczność poza celem, zazwyczaj natury symbolicznej”.

W Polsce określenie „ekoterrorysta” zostało spopularyzowane w odniesieniu do aktywistów działających na rzecz zmiany planów budowy drogi przez bagna Rospudy. Krytycy takiego pojmowania rzeczy komentują jednak, że kwestionując przebieg drogi Via Baltica, ekolodzy udowodnili szereg błędów w procedurach administracyjnych związanych z ochroną środowiska, a także zablokowali szkodliwą dla regionu i realizowaną niezgodnie z prawem inwestycję a merytoryczna debata, którą wówczas próbowali zainicjować ekolodzy, została zastąpiona oskarżeniami. Dominował w nich właśnie zarzut „ekoterroryzmu”.

W 2016 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu orzekł, iż zwroty: „ekoterroryści”, „ pseudoekolodzy”, nie są w świetle art. 212 k.k. wypowiedziami zniesławiającymi.